Cóż to był za rok…

Czy jesteście w teamie corocznych podsumowań czy jednak jak tylko widzicie taki tekst lub post, to przewracacie oczami? 

My nie przepadamy za k(R)okieterką z końca roku, ale tę historię musi znać każdy z Was!

Osobiście nie znoszę tego okresu i unikam jak ognia social mediów, gdzie niemal wszyscy prześcigają się na liczbę dokonań, sukcesów, targetów, postanowień noworocznych, samozachwytów i ogólnie tego jednego wielkiego narcystycznego uniesienia jak to w 365 dni zmienili świat i odnotowali 200% wzrostu…

Nie lubię tego, nie lubię mówić o czymś co nie zawsze musi być oczywiste, ale lubię za to historie przemian. Paweł Tkaczyk (https://paweltkaczyk.com/) mówi, że bohater którego przemianę obserwujemy jest jednym z ciekawszych, niezależnie od opowieści. Chcę opowiedzieć Wam historię ostatniego roku, roku który dla mnie i dla mojej firmy mógłby trwać dłużej. 

Rozbita Włoszka

Wszystko zaczęło się w styczniu, kiedy nieświadomy niczego po prostu wszedłem w nowy rok. Nic wielkiego, pandemia trwa w najlepsze, 3 miesiące wcześniej przeszedłem na samozatrudnienie. Tu dorobić, tu się zakręcić, tam podjechać, tu pomóc, tu coś przetłumaczyć, tam napisać i poprawić. Nic wielkiego. Pojawił się jednak kryzys i to nie tylko spowodowany brakiem stabilnego zatrudnienia, ale ten związany ze mną samym. Co dalej, co tak naprawdę sprawia mi radość, jakie jest moje dlaczego?, dlaczego żadna firma nie chce mnie zatrudnić. Źle się czułem z samym sobą, źle wyglądałem, kłóciłem się ze swoją dziewczyną, właściwie non stop. Nie wiedzieliśmy jak zmienić naszą sytuację ekonomiczno-społeczną. Naprawdę byliśmy sfrustrowani. Po mnie widać to było na każdym kroku. Nie potrafiłem tego w żaden sposób ukryć. Wtem pojawiło się pierwsze światełko w ciemnym jak (…) tunelu… 

Łukasz Bok ogłasza nabór do Poinformowani.pl

Łukasz Bok, ten gość z Instagrama od news’ów w pigułce. Znacie go. Jego aplikację Konflikty i Katastrofy Światowe również. On pierwszy dał mi nadzieję na znalezienie i utwierdzenie się w swoim pierwszym dlaczego. Wrzucił post, że poszukuje osób, które lubią pisać i mają lekkie piór, interesują się „sprawami świata” i szukają nowych wyzwań. Cyk! Najlepszy prezent na poprzednie święta. „Tomek jesteśmy zainteresowani współpracą. Wyślemy niebawem dalsze informacje oraz wytyczne.” Pomyślałem, że to moja szansa. Zawsze marzyłem, żeby pisać, a do tego wspierać coś pro bono. Szczególnie w czasach kiedy wolne media są zagrożone… Mój pierwszy tekst? Pamiętacie takiego Pana Juliena Assange’a? Tego od WikiLeaks? No to pisałem o decyzji brytyjskiego sądu w jego sprawie. Jak mi poszło? Podejrzewam, że do Mellera, Anity Werner czy Żulczyka to jeszcze mi daleko, ale przynajmniej wykonałem swój pierwszy krok. I tak się zaczął rok zmian i poszukiwania własnego dlaczego. Zacząłem pisać, zacząłem się tego na poważnie uczyć, jednocześnie dokładając swoją cegiełkę do projektu człowieka, który podczas pandemii przywrócił nielicznym wiarę w niezależne i obiektywne media. 

https://wiadomosci.poinformowani.pl/artykul/24184-brytyjski-sad-julian-assange-bez-ekstradycji-do-usa

Początki Alfa Lingua

Gorzej jednak było z pracą i stabilnością finansową. Wiecie, żeby móc bawić się pro bono, to jednak trzeba mieć w pierwszej kolejności dach nad głową, zatrudnienie oraz perspektywy, a potem realizować się zgodnie z ideą użyteczności. Kolejne miesiące płynęły pod znakiem poszukiwania pracy. „Freelancer to nie jest praca”, „jak się trzyma wiele srok za ogon…” słyszałem z każdej możliwej strony. Najwięcej takiego „wsparcia” otrzymałem wbrew pozorom od „starych znajomych”, którzy pracę na pełen etat oraz kredyt hipoteczny stawiali  na piedestale wartości w ich życiu. Nie wdając się w szczegóły. Znalezienie pracy nie jest łatwe. Pandemia dodatkowo nie ułatwiała tego zadania… Był ostatni piątek marca, pamiętam to jak gdyby to wydarzyło się wczoraj. Telefon: „Tomasz. Nie wiem czy dam radę uratować firmę, nie mam pomysłu, jest źle. Czy chcesz to wszystko przejąć?” Miałem kilka dni na decyzję. To właściwie było przysłowiowe kupowanie kota w worku, ponieważ do poniedziałku miałem dać ostateczną odpowiedzieć czy w to wchodzę czy nie. Wszedłem. Jednocześnie z pozytywnym wynikiem na COVID-19. Polecam Wam wszystkim! Przejmowanie firmy, ogarnianie wszystkiego i jednocześnie walka z samym sobą: gorączką, brakiem węchu, zmęczeniem, migreną i fatalnym samopoczuciem. Super zabawa. Po tygodniu wychodzicie z poczuciem, że nic odtąd nie będzie Wam straszne. Cóż, szybko się przekonałem o swojej ludzkiej kruchości. Nie jesteśmy nieśmiertelni, choć często o tym zapominamy. Pocovidowa chmura faktycznie dała mi się we znaki. Miałem problem z wejściem po schodach, nie potrafiłem formułować myśli i ich wyartykułować w żadnym znanym mi języku. Znajomi powiedzieliby, że dla mnie to standard, taka potłuczona forma komunikacji, a ja faktycznie czułem się jak motyl w skafandrze. Polecam Wam ten film. 

Firma, czyli Ty

Wiecie jak się przejmuje upadającą firmę, w środku pandemii oraz bez oszczędności? Ja też nie, ale uznałem że to ten moment na wyjście ze strefy komfortu i utwierdzenie się w przekonaniu, że urodzeni liderzy tak naprawdę nie chcą być liderami i nigdy do tego nie dążyli. Okręt z 20 osobami na pokładzie tonął… Miałem przejąć stery, wpłynąć na mieliznę i znaleźć poważną usterkę. Do grudnia udało się to wszystko poukładać, bezpiecznie wpłynąć do portu i naprawić to, co wcześniej nie działało. Przyznam, że to było największe dla mnie samego. Nie tylko jeśli chodzi o rangę i skalę wydarzenia, ale przede wszystkim o codzienną konfrontację wyobrażeń o sobie, świecie i innych ze stanem faktycznym czy rzeczywistością. Nie jest to łatwe, szczególnie dla kogoś kto z domu wyniósł dość patologiczne podejście do pieniądza. Pieniądze były tematem tabu. Z dnia na dzień nagle na konto zaczęły wpływać płatności od klientów. Gały mi się świeciły jak 5 złotych. Miałem gęsią skórkę. „To mogę to wszystko rozpieprzyć?” „Mogę kupić sobie spodnie, buty na motocykl”. No nie. A co z pensjami dla pracowników? Strona internetowa by się przydała. Pamiętaj o poduszce finansowej, pamiętaj o tym, że krąży nad Tobą widmo drugiego progu podatkowego… I nagle okazuje się, że z chłopca stajesz się kimś dorosłym, zaczynasz wierzyć w to, że się uda, że inne problemy czy nawet potrzeby schodzą na dalszy plan. Wściekasz się, że nie możesz wziąć tego wszystkiego dla siebie, wściekasz się, że klient Ci nie płaci, chodzisz sfrustrowany, bo nie wszyscy pracują tak jak Ty byś sobie tego oczekiwał.

Tak, nauczyłem się też jeździć w tym roku na motocyklu, podobnie jak zakochałem się w boksie. Nauczyłem się też efektywniej ćwiczyć. Nauczyłem się jak się efektywniej uczyć, robić research, to zabrzmi teraz absurdalnie, nauczyłem się myśleć. Nie chcę cytować pewnego człowieka: „cały czas się uczę…”, ale faktycznie w ostatnim roku nauczyłem się korzystać z zasobów, którymi dysponuję. Nauka w moim przypadku działa ze zdwojoną siłą. Nie tylko sam uczę i szkolę, ale sam uwielbiam się rozwijać i stale zmieniać coś w sobie i w swoim najbliższym otoczeniu. Mówi się, że jedyną stałą jest zmienna. To bardzo dobrze oddaje charakter nie tylko tego co robię jako właściciel Alfa Lingua, ale i jako człowiek.  

Wspierać ludzi z pasją

We wrześniu odezwałem się do swojego dawnego trenera AZS UW, sekcja piłki wodnej, który poszukiwał nie tylko wsparcia medialnego jego drużyny, ale i sponsora. Z marszu udało się dogadać i niebawem Alfa Lingua będzie widniało jako sponsor tytularny mistrza Polski waterpolo. Portal poinformowani.pl oficjalnie objął patronatem mecze AZS UW. Sport, niezależne media, edukacja. Wszystko sprowadza się do pewnej myśli, którą przeczytałem w książce Paula Jarvisa „Firma, czyli Ty”: „Buduj biznes wokół swojego życia, a nie odwrotnie”. Faktycznie zacząłem skupiać się wyłącznie na tym jak sam czy przy pomocy firmy mogę pomagać innym rozwijać swoje pasje czy projekty. I zaczęło działać. 

Nieźle, czy kolejna pozerka młodego gościa, który uważa się za boga i przedsiębiorcę roku? Od dresa do prezesa, a przecież to tylko rok. Rok temu byłem zagubionym gościem, który chciał wszystkiego i niczego, chciał być pisarzem, felietonistą, eseistą, milionerem, lewicowym sceptykiem, rewolucjonistą, komentatorem, kierowcą wyścigowym, wszystkim. Chciałem być każdym i nikim jednocześnie. Dzień przed końcem roku chciałbym powiedzieć, że chcę być dalej sobą i się rozwijać ile tylko mogę. Nie muszę być każdym z powyższych, ważne że będę dobry w tym, w czym widzę samego siebie. Wam też to chcę dzisiaj powiedzieć. Nie odkrywam tym zapewne Ameryki, ale warto czasem dokonać refleksji nad nami samymi. Wielokrotnie to nasze ego jest największą przeszkodą do jakichkolwiek zmian. Wielokrotnie nie chcemy uznawać rzeczywistości taką jaka jest i usilnie staramy się ją dostosować do naszych wyobrażeń. Na studiach miałem logikę. Osobiście nic nie rozumiałem, nie lubiłem przedmiotu, ale o dziwo zdałem i to całkiem nieźle. Czy nauczyłem się logicznie myśleć? Szczerze wątpię, ale nauczyłem się jednej zasady, którą dzielę się obecnie z każdym, z kim przychodzi mi współpracować. Zasada dwóch kroków w tył. Z dalszej perspektywy wszystko wygląda inaczej i możemy dostrzec znacznie więcej szczegółów, a to one koniec końców robią największą różnicę. Pamiętajmy o tym. 

Życzę ja Was na Nowy Rok

Tak, nauczyłem się też jeździć w tym roku na motocyklu, podobnie jak zakochałem się w boksie. Nauczyłem się też efektywniej ćwiczyć. Nauczyłem się jak się efektywniej uczyć, robić research, to zabrzmi teraz absurdalnie, nauczyłem się myśleć. Nie chcę cytować pewnego człowieka: „cały czas się uczę…”, ale faktycznie w ostatnim roku nauczyłem się korzystać z zasobów, którymi dysponuję. Nauka w moim przypadku działa ze zdwojoną siłą. Nie tylko sam uczę i szkolę, ale sam uwielbiam się rozwijać i stale zmieniać coś w sobie i w swoim najbliższym otoczeniu. Mówi się, że jedyną stałą jest zmienna. To bardzo dobrze oddaje charakter nie tylko tego co robię jako właściciel Alfa Lingua, ale i jako człowiek.