Feminatywy (… i wszyscy na chwilę zamarli!)

Porozmawiajmy o słowach, które brzmią głupio, a nie powinny

Feminatywy, czyli żeńskie formy rzeczowników, istniały w języku polskim zawsze, a jednak wciąż kilku z nich usilnie staramy się nie używać. Od jakiegoś czasu powoli zaczynają odzywać się odważne głosy, które mówią, że słowa takie jak „doktorka” czy „dyrektorka” powinny wejść do użytku codziennego – i nie w ramach prześmiewczych uproszczeń. 

Jeszcze w podstawówce odważyłam się przypadkowo powiedzieć w klasie do koleżanki, że widziałam poprzedniego dnia w sklepie szkolną dyrektorkę. Nauczycielka spojrzała na mnie wtedy lodowato i poprawiła: „chyba chciałaś powiedzieć: pani dyrektor!”. A jednak jestem przekonana, że sama nigdy nie nazwała siebie „panią nauczyciel”. Tylko że wtedy słowo „dyrektorka” zwyczajowo miało wydźwięk prześmiewczy, wręcz upokarzający. 

Co to w ogóle za temat na artykuł na stronę agencji językowej?

Jak to? Przecież my właśnie językiem i jego funkcjonowaniem się zajmujemy. Jesteśmy pierwszą linią obrony dla używania go prawidłowo. Pokazujemy, jak ogromne znaczenie mają słowa.

Nasz język polski cechuje się tym, że posiada rodzaje rzeczowników: męski, żeński i nijaki. I pomimo faktu, że od każdego zawodu jesteśmy teoretycznie w stanie stworzyć formę żeńską (lekarz – lekarka, psycholog – psycholożka, prawnik – prawniczka) to wciąż decydujemy się „pani doktor”, „pani psycholog”, „pani prawnik”. A dlaczego?

Z kilku powodów. Po pierwsze, feminatywy stworzone od nazw zawodów uznawanych powszechnie za „prestiżowe” brzmią… prześmiewczo? Sztucznie? Nienaturalnie? Na pewno i Wy, gdy usłyszeliście je po raz pierwszy, unieśliście przynajmniej jedną brew. Nie ma tutaj znaczenia, jakiej jesteście płci – wszystkim nam wydaje się, że te słowa brzmią głupio. A nie powinny. 

Zawsze tak było i jakoś nikt nie miał z tym problemu!

Jeszcze zupełnie nie tak dawno temu kobiety nie miały dostępu do edukacji. Gdy już ją zdobyłyśmy, kolejnym problemem stało się zyskanie pracy odpowiedniej dla naszych umiejętności. Nie jako popychadło z ładną buzią i niewiele znaczącym stopniem naukowym. 

Przekroczenie tej bariery również zajęło nam moment, a wówczas dokopałyśmy się szczęśliwie wprawdzie do zawodu, ale nie do równej płacy. Z tym walczymy do dzisiaj. Co będzie potem?

„Nie słyszałem/słyszałam nigdy, żeby ktoś na to narzekał

Pozwolę sobie uprościć tutaj troszkę zagadnienie płci (zresztą chociażby o trudnościach językowych związanych z życiem codziennym osób niebinarnych na pewno można by napisać całą epopeję, ale to zagadnienie na oddzielny artykuł) i przedstawić tylko męski i żeński punkt widzenia tego problemu. 

Widzicie, mężczyźni z mojego otoczenia problemu tutaj żadnego nie widzą (lub też widzą, lecz niewielki – „przecież to tylko słowo”). A jednak nikt nie ma problemu z nazwami zawodów nieco mniej docenianych społecznie (fryzjerka, kucharka, pielęgniarka) – brzmią normalnie. Czemu pojawia się problem, gdy chcemy powiedzieć chociażby „kardiolożka”? Słowo to istnieje i jest zupełnie poprawne!

Co jednak mnie zastanawia, to to, że niektóre znane mi kobiety również nie widzą problemu. Wolą powiedzieć o sobie „pani chirurg” czy też „pani dermatolog”. Brzmi to poważniej. Wzbudza respekt. Zaufanie. 

Jako kobiety, od zawsze dążyłyśmy do tego, by być równe mężczyznom. Chciałyśmy, tak jak oni, mieć dostęp do edukacji czy móc głosować. Teraz chcemy, tak jak oni, zebrać laury za nasze osiągnięcia. Niestety, niejako z rozpędu, robimy to, sięgając po męskie formy, nie tylko bardziej zwyczajowe (znów wracamy tu do kwestii późno zdobytych możliwości zawodowych), ale i poważniej brzmiące. 

Mówiąc „pani psycholog” podkreślamy, że jesteśmy tak samo dobre w swoim zawodzie, jak nasi koledzy po fachu. Hipotetycznie możemy być najlepsze na świecie, ale nie ma to znaczenia. Zdobywamy prestiż, używając męskiej formy słowa (choć identyfikujemy się jako kobiety). 

To przecież poniżające.

Nie można tak po prostu zmienić języka!

Można

Konotacje słów tworzymy sami. Przyzwyczajamy się do używania ich z czasem – ale, słuchajcie, nie trwa to wcale tak długo! Wystarczy kilka razy użyć feminatywu w prawidłowym kontekście, nieironicznie, normalnie i cyk – słowo to naturalnie wchodzi do naszego prywatnego, a z czasem także do powszechnego, słownika. To naprawdę prosty, codzienny sposób na zmienianie świata i wcale nie wymaga dużo wysiłku!

„Przecież dodanie słowa „pani” na początku wskazuje na szacunek!”

No pewnie. Tylko co nas powstrzymuje od powiedzenia „pani lekarka”?

„To kwestia estetyki. Nasz język po prostu tak działa i tyle” 

Są takie przykłady, które wzbudzają większe wątpliwości niż inne. Sekretarz – sekretarka to ten, o którym słyszałam ostatnio najwięcej. On – dumny mąż stanu. Ona – podaje kawę szefowi i odbiera telefony, a do tego ładnie wygląda, bo przecież jak inaczej? 

Konotacje tych, analogicznych przecież językowo, słów, stworzyliśmy sami. Niosące się skojarzenia leżą w kulturze, przyzwyczajeniach i uproszczeniach. To naszym wspólnym zadaniem jest zmienienie tego stanu rzeczy – po prostu mówiąc inaczej. 

„Dobrze. Niech każdy się tytułuje, jak tylko sobie życzy”

Nie! To problem nas wszystkich i to język nas wszystkich. Nie zmieni tego jedna osoba, która będzie chciała usilnie i wbrew tłumom nazywać się kardiolożką. 

„Ja jestem facetem i to nie mój problem”

W sumie tak. Ale to trochę dziecinne zachowanie – nie uważasz?