Myślisz o zmianie pracy, ale w pierwszej kolejności czeka Cię dość złożony proces rekrutacyjny? Na którymś etapie z pewnością przyjdzie do rozmowy w języku obcym, a tego wiele z Nas/Was obawia się najbardziej.
Jesteśmy niezależnymi audytorami i współpracujemy z największymi firmami na rynku. Nie tylko w ich imieniu przeprowadzamy testy kompetencji językowych, ale wprost doradzamy w procesach rekrutacyjnych pod kątem zatrudniania pracowników do projektów obcojęzycznych. Ot tacy z nas językowi doradcy!
W tym artykule zdradzimy Wam, na co w szczególności powinniście zwrócić uwagę przed, ale i podczas takiego audytu znajomości języka obcego. Byliśmy po tej drugiej stronie, ale zależy nam na tym, byście poznali klucz do sukcesu, a odwdzięczycie się nam polecając nas w nowym miejscu pracy ?
Znajomość języka to cały/a TY!
Mówiąc to mamy na myśli, że to jakim kodem się posługujesz nie ma znaczenia. Znajomość języka i sposób w jaki się nim posługujesz zależy bardziej od Twoich wrodzonych i nabytych predyspozycji. Język to tylko kod, przy pomocy którego się komunikujesz w danym miejscu i czasie.
Znając siebie, zrób z tego użytek. Jeśli wiesz, że Twoją mocną stroną jest spokój, opanowanie i budowanie poprawnych gramatycznie zdań, to idź w tym kierunku podczas rozmowy. Jeśli zaś jesteś wulkanem (wulkanką) energii, posiadasz bogaty zasób słownictwa, jednocześnie mówisz płynnie i nie zwracasz uwagi na pojedyncze błędy, to też zdecydowanie polecamy, aby pokazać się Twojemu przyszłemu pracodawcy z tej strony.
Dlaczego?
Właśnie od tego momentu, jeśli dasz się przekonać o tym, że to nie znajomość i rozróżnianie czasów czy trybów warunkowych załatwią Ci pracę lub awans, możemy zacząć zdradzać sekrety pracy audytorów, prosto z naszego zaplecza. (Oczywiście jeśli kompletnie zawalisz i każde zdanie nie będzie trzymało się kupy, to nikt nie przydzieli Cię do obcojęzycznego projektu, dlatego z tym stwierdzeniem wyżej przesadziliśmy.)
Wilk z Wall Street miał rację…
W tym wypadku chodzi o to, żeby na żadnym etapie rozmowy w języku obcym nie było ciszy. Akurat scena z filmu przedstawia klasyczną sprzedaż przez telefon, w której tym który odezwie się jako pierwszy, określany jest mianem „sucker” (frajera) i można mu wcisnąć czego tylko dusza zapragnie.
Pozwoliliśmy sobie na modyfikację tej zasady – kto pierwszy zamilknie przegrywa. Oczywiście nie tyczy się to audytorów czy osób przeprowadzających test kompetencji językowych.
Od teraz nasza złota zasada, którą warto zapamiętać, głosi:
To Twoje „show”, ale każda sekunda absolutnej ciszy, w rzeczywistości oznacza, że nie wiesz co albo jak mówić. Nie polecamy nadużywania tzw. „jęków frazowych”, czyli wszelakich eeeeeee, yyyyyyyy, hmmmmmmmmm. Nie sprawdzą się również notorycznie nadużywane powtórzenia tych samych słów lub zdań.
Bufor myśli
Sprawdzi się natomiast coś co my nazywamy „buforem myśli”. Co to w ogóle jest? Otóż często, jeśli nie zawsze, nie wiemy co powiedzieć lub od czego zacząć, więc z naszych ust wydobywa się istny bełkot, potęgowany przez jąkanie czy piskliwy głosik, bo zapomnieliśmy najzwyczajniej w świecie przełknąć śliny lub odchrząknąć. Pomimo ograniczeń czasowych, to od nas zależy jak ten czas wykorzystamy. Pojawia się pytanie o nasze doświadczenie, o nas samych, lub klasycznie, o to gdzie widzimy siebie za 10 lat.
Nie wiemy co powiedzieć, panikujemy jakiego czasu użyć czy jakie to było to słówko, którego mieliśmy użyć. Na chwilę zapomnijmy o tym wszystkim.
Zacznijmy od prostego „Well” lub „Also” czy nawet „Pues”. Po co? Żeby wypluć z siebie pierwsze słowo w języku obcym. Innym sposobem jest powtórzenie pytania po osobie, która je właśnie zadała. Nie czujcie się tym w żadnym wypadku skrępowani, że powtarzacie niczym pozbawione umysłu istoty. Po prostu zmieńcie intonację i przyjmijcie pozę niczym myśliciel, bądź myślicielka. Przestudiujcie wzrokiem otoczenie, zmieńcie pozycję na krześle, jakbyście zostali faktycznie poruszeni pytaniem. Po co to wszystko? Wyprowadzamy samych siebie ze spięcia związanego nie tylko z całą sytuacją, ale przede wszystkim po to, że mówienie w języku obcym, jeśli nie jesteśmy bi-, tri- czy multi- lingwalni, to musimy w sekundę przestawić się na coś co nie przychodzi nam naturalnie, a to, uwierzcie nam, potrafi porządnie spiąć każdą kończynę i język.
Tak więc pierwszy krok musi być możliwie najmniejszy, ale wykonany zawsze wprzód.
Co jeśli nie rozumiem pytania lub jakiegoś słowa?
Ach! My też tam byliśmy! Na egzaminach ustnych, rozmowach, podczas audytów telefonicznych. Przykład? Podczas audytu w jednej z firm wielkiej czwórki, 3 pytanie dotyczyło procesu gentryfikacji. Nie wiecie co to jest? Nie musicie. Absurdem jest to, że ktoś wyraził zgodę na umieszczenie takiego pytania na liście.
Dla zainteresowanych gentryfikacja, jest to proces w którym dochodzi do zmiany „charakteru” danej dzielnicy miasta. Najprościej jak można to ująć: jest to takie zjawisko, w którym na danym terenie pojawiają się osoby zamożniejsze, o wyższy statusie materialnym, co skutkuje stopniowym wypieraniem pierwotnie zamieszkujących dany obszar lokatorów. Zjawisko do zaobserwowania na warszawskiej Pradze-Północ czy w berlińskim Kreuzbergu.
Lekcja urbanistyki za nami. Jak wybrnąć z czegoś takiego, kiedy nie macie kompletnie pojęcia o co Was zapytano? Jesteśmy fanami szczerości i autentyczności. Kompleksów nie mamy! (Nie powiedział nigdy nikt).
- Poproście, żeby powtórzyć pytanie.
- Jeśli to nie zadziała, poproście o sformułowanie pytania inaczej.
- Jeśli parafraza również nie zadziała, bez żadnych kompleksów, niewiedza to nie jest powód do wstydu, powiedzcie, że niestety nie potraficie odpowiedzieć na to pytanie i poproście o inne.
… oczywiście audytor zaznaczy coś na czerwono w swoim kajeciku, ale gwarantujemy Wam, że zaznaczy również, że nie macie problemu z otwartym informowaniem świata, że czegoś nie rozumiecie lub nie wiecie. Autentyczność to podobno lekarstwo na bolączki XXI wieku… może jednak tkwi w tym trochę prawdy?
Kozi róg
Nie zapędzajcie się w kozi róg. Co to w praktyce oznacza? Nie raz, nie dwa, widzieliśmy jak próbowano nam zaimponować sofistikejted lengłydż, a po dwóch zdaniach, w które wpleciono przepiękne słowa, wyrafinowane konstrukcje, inwersję rodem z biblii, okazało się, że umknął czasownik lub nie wiemy jak jest fabryka. Nie, to nie jest fabrique. To tworzywo.
Uczmy się na błędach takich osób. Nie wiemy jak opowiedzieć o tym, że cierpimy na dusznicę bolesną (ang. angina, i nie, nie jest to angina) a nasz partner/ka sprezentowali nam nowe łożyska kulkowe dwurzędowe skośne do skrzyni biegów naszego auta. Nie idźcie tą drogą! Widzieliśmy na własne oczy jak niektórzy mieli awans lub stanowisko w garści, by w pewnym momencie zaliczyć ogromną wpadkę. Do tego stopnia, że brakujące słowo uwalniało mechanizm frustracyjno-agresywny. Nieliczni zaczynali wplątywać polskie słowa do wypowiedzi, inni nerwowo się uśmiechali, szukając w nas wsparcia. A kiedy go nie dostawali, to dopiero się zaczynały popisy i sugestie, jak to jesteśmy złymi ludźmi i nie chcemy pomagać. Raz to nawet podchodziło pod stalking, ale to temat na oddzielny artykuł.
Jeśli nie jesteście czegoś pewni, to złota zasada mówi, żeby się o tym nie wypowiadać. Gorąco polecamy! W szczególności w dobie samozwańczych znachorów i pseudoekspertów z Facebooka oraz Twittera.
Polak potrafi! Kombinujcie ile wlezie
Baca obszedł górę. Góra została? No właśnie, język polski nie znosi strony biernej. Właściwie żaden język jej nie znosi. Języki germańskie, w tym niemiecki, już mniej, co zresztą widać w bezosobowych formach, kiedy rodzice krzyczą na swoje pociechy na stokach w Austrii: „Teraz będzie przestawane!”
Jak to się ma do kombinowania? Otóż ma i to wiele! Po pierwsze im bardziej naokoło, tym bardziej do sedna. Paradoksalnie im mniej konkretnych słów czy nazw używacie, stanowi to informację, że Wasze umiejętności budowania nowych słów czy opisów, świadczą o ogromnej bazie słownictwa i kompetencji językowych. Kiedy słyszymy, że ktoś nie potrafi nazwać przedmiotu jednym słowem, ale sprytnie krąży naokoło, podaje synonimy, odnosi się do kontekstu, pomaga sobie przykładami, to dla nas sygnał jest jasny – jestem elastyczny, kreatywny i mój język to właśnie udowodnił. 5 na 5 w tabelce płynność, 5 na 5 w tabelce znajomość słownictwa.
Kiedyś podczas egzaminu na lingwistyce stosowanej, nasz CEO – Tomasz, zapomniał o dość trudnym słowie, oczywiście tylko tym jednym, którego brakowało mu do spełnienia oczekiwań prowadzącej zajęcia, a co za tym idzie, zaliczenia przedmiotu. Tym słowem była „dwupaństwowość”.
Krążył, krążył i krążył, wił się jak wij, ale opowiedział, jak to od roku 1949 istniały dwa niezależne państwa niemieckie, jak to NRD, BRD, zwane inaczej Republiką Bońską, jak to Adenauer był ojcem odbudowy demokracji w Niemczech. W którymś momencie to słowo, zupełnie niespodziewanie, padło. Dlaczego? Bo dwa państwa udało się połączyć w koncepcję dwupaństwowości, a to stało się tylko dzięki rozgrzewce języka. Tomasz zaczął wypluwać co miał w głowie i osiągnął co chciał.
Oczywiście dostał 3, zapewne nie pozdrawia pani doktor, ale to dla nas kolejny przykład jak ważne są inne umiejętności, poza samą znajomością języka.
Kombinujcie ile wlezie, a uwierzcie nam, zostanie to docenione!